Tak. Urodził się 22 lipca, a 23 już był ze mną w domu. Wypisano mnie i musiałam zostawić na miejscu dowód osobisty, bo przecież nie byłam przygotowana na tak wczesny wypis i taksówka w rzęsistym deszczu jechałam do domu po rzeczy dla maluszka. Teściowa akurat prała w pralce ,,Frania" i była zdumiona widząc mnie w drzwiach mieszkania.
Zaskoczony był również mój Mąż kiedy wracając z biura ,zastał mnie z maleństwem już t domu.
Początkowo nawet się nieźle czułam(tylko na prawej mojej nodze pojawiły się jakieś dziwne bąble) ale to się już na drugi dzień miało zmienić. Zaczęłam gorączkować, a 27 lipca w urodziny mojej Mamy już wezwano do mnie pogotowie. Ale młody lekarz dość szorstko mnie potraktował, przepisał lek i tyle.
Mąż zawołał prywatnego lekarza, i decyzja; natychmiast szpital. Dostałam się na oddział weneryczny i tam straciłam przytomność. Przez następne 2 tygodnie było ze mną krucho.
Moje kilkudniowe maleństwo zostało w domu pod opieka mojej wspaniałej Teściowej. Na oddział noworodków nie mógł być przyjęty, bo akurat został zamknięty bo na tym oddziale wybuchła biegunka zakaźna. Były tam jak się później dowiedziałam wypadki śmiertelne wśród noworodków .
Opatrzność nad moim Synkiem czuwała. Dobrze że nas tak wcześnie wypisano. Potem z tego oddziału położniczego i noworodków wypisy wstrzymano.
42 lata od tamtego czasu minęło. Mieliśmy szczęście Mój Syn i Ja. Ech życie...
Zaskoczony był również mój Mąż kiedy wracając z biura ,zastał mnie z maleństwem już t domu.
Początkowo nawet się nieźle czułam(tylko na prawej mojej nodze pojawiły się jakieś dziwne bąble) ale to się już na drugi dzień miało zmienić. Zaczęłam gorączkować, a 27 lipca w urodziny mojej Mamy już wezwano do mnie pogotowie. Ale młody lekarz dość szorstko mnie potraktował, przepisał lek i tyle.
Mąż zawołał prywatnego lekarza, i decyzja; natychmiast szpital. Dostałam się na oddział weneryczny i tam straciłam przytomność. Przez następne 2 tygodnie było ze mną krucho.
Moje kilkudniowe maleństwo zostało w domu pod opieka mojej wspaniałej Teściowej. Na oddział noworodków nie mógł być przyjęty, bo akurat został zamknięty bo na tym oddziale wybuchła biegunka zakaźna. Były tam jak się później dowiedziałam wypadki śmiertelne wśród noworodków .
Opatrzność nad moim Synkiem czuwała. Dobrze że nas tak wcześnie wypisano. Potem z tego oddziału położniczego i noworodków wypisy wstrzymano.
42 lata od tamtego czasu minęło. Mieliśmy szczęście Mój Syn i Ja. Ech życie...
... nad dobrymi Opatrzność czuwa ... skoro to już wiesz, dalej bądź dobrą ... pozdrawiam ... :)
OdpowiedzUsuńNa temat dobroci przeczytałam w necie takie coś;
OdpowiedzUsuńDobro dawane drugiej osobie jest wtedy prawdziwe, gdy działa w obie strony, tzn. osoba obdarowana naszym dobrem czuje się z tym tak samo dobrze, jak my... Nikt tu nie jest lepszy ani gorszy. Dając dobro, sami też musimy czuć się z tym dobrze. I z tym się zgadzam Andrzeju, bo nie zawsze warto być dobrym . Pozdrawiam serdecznie-;)
... co tam w necie ... ja o Tobie piszę ... :)
UsuńSyn ma dziś przyjęcie urodzinowe a ja nie poszłam . Widzisz jaka jestem niedobra...Obraziłam się za ten nieszczęsny płot i tyle..
OdpowiedzUsuńRzeczywiście, przeżyłaś bardzo niebezpieczną sytuację, wielkie zagrożenie. Najważniejsze, że się dobrze skończyło. Pozdrawiam Uleczko :)
OdpowiedzUsuńBo co ma wisieć nie utonie no nie? Pozdrawiam Aniu serdecznie-;)
Usuńkobietawbarwacjjesieni:
OdpowiedzUsuńA czy Twój syn zna te historię?
Teraz młodych nie bardzo interesuje przeszłość . Takie czasy. Pozdrawiam Jesienna cieplutko-;)
OdpowiedzUsuńMaya
OdpowiedzUsuńNo cóż, Uleczko -- samo życie, a przy okazji życzenia dla Ciebie, bo to TY urodziłaś go, nie on Ciebie, hihi. Pozdrawiam cieplusio.
ps tego dnia urodził się mój, hm małżonek.
Widzisz Majka znów mamy cos wspólnego. Ciebie także bardzo cieplutko pozdrawiam. Buziaki serdeczne-;)
OdpowiedzUsuń