środa, 19 października 2016

Ach jak to dobrze ,ze nikt mi do mojej zupy nie napluje

A co do popularności w codziennym życiu, to temat na długie godziny rozmowy. Jak klient chodzi

po barach mlecznych i 10 razy zamówi zupę, to 10 razy dostanie zwykłą zupkę z menu.

 Trochę chłodną, trochę mało, ale ogólnie w normie.

 A jak ja pójdę do baru to 9 razy dostanę pełen talerz gorącej, świeżutkej zupy i uśmiech kasjerki,

 a ten jeden raz ktoś mi do zupy napluje, bo mnie nie lubi.
------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------

 I tak to w skrócie jest z tą całą popularnością. (śmiech)

Ach jak to dobrze ,ze nikt mi do mojej zupy nie napluje.

 Znalazłam to przed chwilką w wypowiedzi kogoś kto jest popularny i ma ludzi którzy mu tego nie życzą...ech życie

----------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------

A ja tu tak sobie dziś w domu sprzątam i w kuchni co nieco do jedzenia szykowałam. Dopiero wieczorem w piecu napalę. a tymczasem tu w pokoju w którym piszę ten tekst okno wypucowałam, podłogę wyczyściłam z dywanem włącznie, no i część prania już rozwiesiłam bo firanę jak piorę w pralce to jeszcze i to i owo do przepierki dorzucę.

                                                  
                                                          Stare zdjęcie ale ten budziczek tu widoczny


Widzę na moim chińskim budziku który już trochę tu u mnie godziny stuka i to tak dokładnie jak szwajcarski zegar a zapłaciłam za niego 5 złociszów he he, że to by była już u mnie pora obiadowa, ale mi się wcale nie chce jeść, ale wiem tez dlaczego.

Wypróbowałam dziś zrobić sobie na późne już śniadanie omlet z szynką. Do tego zielona sałata. Pycha . A czeka na mnie pieczona kaczka he he, ale nie taka cała.

 Jedynie taka tania wersja z porcji rosołowej . Więcej oblizania kości niż kaczki, ale za to przepyszny sos. Ale czy to dziś? Chyba będzie na jutro. A teraz pójdę sobie ugotować rumianek na lepsze trawienie.



6 komentarzy:

  1. ... jak turysta ... raz w barze, drugi raz w restauracji ... często w domu coś w garnek włożę ... i jakoś leci ... ale u Ciebie wyżerka ! ... pozdrawiam ... :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ano tak bywa ,ale w domu to wiemy co jemy. Pozdrawiam serdecznie-;)

      Usuń
  2. U mnie zaczął się coroczny jesienno-zimowy sezon żurkowy, kiszę sama i co tydzień gotuję. To samo z rosołem, który bardzo lubimy, ale latem odpuszczamy. Teraz pora i na cotygodniowy rosół.Lubię gotować, bo lubimy domowe jedzenie, a gotuję zawsze na dwa dni, więc żaden wysiłek. Tak to u nas jest, że musimy mieć obiad dwudaniowy, bo bez zupy nie jest ważny.
    Ze sprzątaniem pauzuję, szafy i komody juz załatwione ale od listopada zaczynam z witrynami i szkłem. Nie znoszę tego. Serdeczności ślę, Uleczko :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Kiedy byli domownicy i nie gotowałam jedynie jak teraz tylko dla siebie ,to także inaczej to wyglądało. Teraz to jedynie pilnuje by wagi trzymać i się cieszę że trochę mam mniej na wskazówce kiedy na wagę rano wchodzę. Dziś próbuję piec gazowy po przeglądzie i nie muszę węgiel szuflować. ze co taniej wyjdzie teraz kiedy jeszcze mrozów nie ma. Szkoda mi węgla i koksu, bo to tez już coraz to drożej. I tak dopiero po 18 zaczynam palenie, a w nocy mam zimne kaloryfery. Pozdrawiam Aniu wieczorkiem-;)

    OdpowiedzUsuń
  4. kobietawbarwachjesieni:
    Ja jutro za maglowanie elektryczne się wezmę. A mam bielizny upranej i wysuszonej z całego lata. A teraz w chłodne wieczory lubię cieplutkie wygrzane termoforem łóżeczko.

    OdpowiedzUsuń
  5. Jesteś niezmordowana Jesienna. Podziwiam nieustannie. Dobranoc, też idę już spać choć bez termoforu, ale to dobry pomysł-;))

    OdpowiedzUsuń